parallax background

Mój pierwszy raz

Jak mawiają starzy górale – pierwszego razu się nie zapomina 😉 I coś w tym jest! Podobnie było ze mną zimą 2016 🙂

Sezon narciarski 2015/2016 to niezapomniany czas! Nie tylko dlatego, że nawet u nas, w Trójmieście spadł śnieg, i – o dziwo! – raz jeden poszłyśmy na Łysą Górę w Sopocie na narty! To też sezon, kiedy przydarzyło się kilka pierwszych, narciarskich razy!

 

Po pierwsze – SAMA

Od lat zawsze na narty jeździmy we dwie 🙂 Jak to stare narciary: dwie deski, to i we dwie musimy śmigać 😉 Nie inaczej 🙂 Ale w 2016 roku po raz pierwszy padło na mnie, żeby wybrać się na blogerski wypad z Austria po Polsku sama, bez Asi 🙁 Takie życie… Niestety nie było nam dane jechać razem, ale przez to musiałam być bardziej spostrzegawcza – co dwoje oczu, to nie czworo 😉 Ośrodek Austrii w Polsce zaprosił mnie w styczniu na 4-dniowy wypad do Górnej Austrii!!! Było fenomenalnie!!! (relacja tu :)) Szybki wypad, objazdówka i trasy totalnie odmienne od tych, na lodowcach! Górna Austria urzeka i nie sposób się w niej nie zakochać! Więc musimy tam koniecznie wrócić razem z Asią – żeby nie czuła się porzucona na pastwę lodowcową 😉 Ober Österreich czekaj na nas! Gosau, Russbach i Annaberg – we will come back!

 

Po drugie – SAMOLOT

Nie, żebym pierwszy raz w życiu leciała samolotem. Ale na narty – to już TAK! Zimą w góry zawsze samochodem. Do tej pory. Wyjazd dla blogerów Austria.info zaplanowała tak, żeby ludzie z różnych stron Polski spotkali się najdalej w Austrii. Więc mi przypadł samolot z Gdańska do Monachium. Przed wylotem tysiące pytań i niewiadomych: czy mam z biletem tylko bagaż podręczny, czy dodatkowa walizka wchodzi w grę? Co mogę zabrać ze sobą? Co ze sprzętem narciarskim? Czy mogę do plecaka spakować lustrzankę? Czy brać ze sobą laptopa? Itd., itp… Kiedy człowiek pakuje auto, nie ma aż tylu dylematów 😉 Ale poza nimi – lot na narty samolotem jest ekstra! Odpada kilkanaście godzin za kółkiem, zmęczenie nie daje się tak we znaki, no i sam czas dotarcia na miejsce jest zdecydowanie najkrótszy! Może na starość zaczniemy latać w góry – chociaż do tego czasu, to mam nadzieje, że po prostu będziemy w górach mieszkać 🙂

 

Po trzecie – NOCLEG

Zawsze jadąc na narty jedną z rzeczy, jaka jest analizowana i wybierana, to miejsce noclegu. Tu nie ma co ukrywać, że kierujemy się opinią, lokalizacją, wyżywieniem, wyposażeniem, ale też kasą… Niestety ta przyziemna rzecz jest istotna… Dlatego jeszcze nie zdarzyło się nam wybrać noclegu o standardzie ****S 🙂 Tu nadarzyła się okazja do przetestowania właśnie takiego obiektu w Windischgarsten: Wellness – Golf – Ski – Familotel Dilly **** S Obiekt ma wiele do zaoferowania (SPA, basen, sauny, golf, etc.), a niestety nasz pobyt na 1 noc to zdecydowanie za mało czasu na sprawdzenie wszystkiego. Oczywiście różnice pomiędzy tym obiektem, a tymi wybieranymi przez nas zazwyczaj były widoczne, ale nie można chyba ich nazwać na minus, czy plus… to raczej kwestia gustu, czy ktoś będzie chciał nocować w dużym obiekcie z wieloma atrakcjami, czy też gdzieś w mniejszym, kameralnym otoczeniu…

 

Po czwarte – KOLACJA POD STOKIEM

Niby taki nic, a jednak był to pierwszy raz, jak udało mi się zaraz po nartach zostać pod stokiem i od razu zasiąść do stołu 🙂 Zazwyczaj po nartach pakujemy się do skibusa i jedziemy do hotelu na odświeżenie, a potem na obiadokolację. Tu udało się tak zaplanować dzień, że na nartach byliśmy do późnego popołudnia i ostatnia trasa zjazdowa prowadziła prosto do przemiłej karczmy pod stokiem, gdzie czekały już na nas regionalne przysmaki – PYCHA 🙂

 

Po piąte – KULIG

Ostatni raz nie wiem, kiedy jechałam kuligiem… Można powiedzieć, że dawno, a w górach, to nigdy… Ogólnie nie jestem zwolenniczką takich rzeczy – szczególnie, jak widzę co dzieje się w Polsce np. na trasie do Morskiego Oka 🙁 W tym przypadku mam tylko nadzieję, że konie, które nas ciągnęły były szczęśliwe (na takie wyglądały), a ich właściciele dbają o nie, jak o samych siebie. Te wspaniałe konie zawiozły nas do pobliskiego muzeum, co prowadzi nas do kolejnego punktu…

 

Po szóste – ZWIEDZANIE MUZEUM

Jak jedziemy na narty, to na narty 🙂 Cały czas poświęcamy tylko i wyłącznie tej czynności. Owszem w drodze powrotnej z wyjazdu zajeżdżamy do danej miejscowości, jaką mamy na trasie i zwiedzamy sobie co nieco, np. nasz ulubiony Innsbruck często jest nam po drodze 🙂 A tu tak w trakcie, pomiędzy prawie jednym, a drugim zjazdem 😉 odwiedziliśmy muzeum regionalne Heimathauses. Niesamowicie urokliwe miejsce położone pośród gór – CUDO 🙂

 

Last but not least: po siódme – RAKIETY

To było rewelacyjne odkrycie – chodzenie w rakietach 🙂 Super sprawa, ale nie wszystko jest takie łatwe i oczywiste… na szczęście dla nas nie dostaliśmy samych rakiet i nie puszczono nas na szlak. Razem z rakietami „dostaliśmy” Sebastiana z firmy Outdoor Leadership, który przekazał tajniki chodzenia w rakietach i przeprowadził nas po niesamowitym i jednym z wielu szlaków na Krippenstein.

 

Jeden wyjazd, a tyle pierwszych razy 😀

 

Kasia

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.