parallax background

#upperaustria

To był wypad inny niż wszystkie nasze poprzednie – z godzinowym planem, w większej grupie i co najważniejsze, o czym pisałam w jednym z poprzednich wpisów, tylko dla jednej z nas. Dzięki Austria.info, ja i Zapiski ze świata, Gadulec, the Ollie i Rusz w Podróż, mogłyśmy zaliczyć niezapomniany short break!

Ale może o samym wyjeździe w innym poście, tu postaram się skupić na destynacji – Górnej Austrii.

Planując nasze wyjazdy na narty, tylko chyba raz zdarzyło się nam wziąć pod uwagę okolice Ober Österreich, a dokładniej myślałyśmy o lodowcu Dachstein. Niestety na planach się skończyło. Większość narciarzy też raczej zamyka Górną Austrię na planach, co widać (a w zasadzie nie widać!) m.in. na stokach.

Sezon w pełni (ostatni tydzień stycznia), a na trasach Gosau, Russbach i Annaberg można szaleć do woli. 142 km przygotowanych tras tylko czeka na narciarzy i snowboardzistów, a w tym 16 słynnych w regionie Gaudipisten, czyli TRAS PRZYJEMNOŚCI.

I tak faktycznie jest – jazda po tych stokach to czysta frajda, której można było zasmakować w pełni dzięki towarzystwu Pani instruktor za szkoły Skischule Gosau, która przeprowadziła nas po niemal każdej trasie. A uwierzcie – w pierwszej połowie dnia Jej obecność była szczególnie doceniona, biorąc pod uwagę mgłę i widoczność, tak mniej więcej na wyciągnięcie ręki!

fog

Po przerwie na lunch Gablonzer – Hütte, na szczęście pogoda zmieniła się i można było rozkoszować się białą jazdą w pełnym słońcu.

sunnyday

Jak w większość regionów narciarskich Austrii, tak i tu WiFi na stoku oczywiście jest, więc na bieżąco można dzielić się (bądź denerwować innych :)) wrażeniami, fotami, etc. – co oczywiści czyniłyśmy 🙂

Nie należy tu zapominać o ważnym dla nas fakcie związanym z Dachstein West, a mianowicie Annaberg, to rodzinna miejscowość Marcela Hirscher’a 🙂

Marcel-Hirscher-2

Marcel-Hirscher-1

Górna Austria reklamuje się jako region dla rodzin z dziećmi, ale nie zapomniano na szczęście o samych dorosłych – après-ski są obecne na stokach (co widać i słychać na stokach). Po intensywnym dniu na nartach miło jest usiąść w przytulnym miejscu i się zrelaksować.

Dolina Gosautal to nie tylko narciarstwo alpejskie, czekają tu na turystów m.in. kilometry tras narciarstwa biegowego, szaleństwo nocnych sanek oraz Heimathauses.

Biegówki i sanki niestety nie były nam dane, ale wizyta w Heimathauses już tak. Jest to malowniczy dom położony niedaleko Gosaub, pełniący rolę niewielkiego regionalnego muzeum. Można tu podjechać autem (jest parking), kuligiem lub dojść pieszo.

Zwiedzanie muzeum było tym bardziej miłe, że nie było to tylko „suche” oglądanie spuścizny regionu: biorąc pod uwagę powitanie herbatą z rumem oraz przekąskami z serem, a na wyjściu tradycyjnymi paczkami z morelami skończywszy (tu oczywiście nie zapewniamy, że wszyscy odwiedzający są tak witani :)).

Heimathauses-2Heimathauses-1

Na wschód od Dachstein West (Gosau-Russbach-Annaberg) znajduje się Dachstein Salzkammergut, gdzie u podnóży lodowca Dachstein leży ośrodek Krippenstein.

Może to piękna słoneczna pogoda, a może inna wysokość n.p.m. (do których bardziej przywykłam w Austrii) ale zakochałam się w tym ośrodku i już od razu mogę powiedzieć, że na pewno chcę wrócić na Freeride – Arena Krippenstein! Bo jak nie chcieć wrócić do miejsca, gdzie jest aż 30 km tras do freeridu’u??? Nie mówiąc już o tym, że to właśnie tu można poszaleć na najdłuższej w AT, liczącej 11 km trasie zjazdowej!

Ale odbiegam od tematu… 🙂 Szczególnie, że trasy narciarskie na Krippenstein czekają na kolejną wizytę. Tym razem zbocza gór poznawałam poprzez spacer w rakietach śnieżnych.

W dolnej stacji Dachstein Bahn przywitał nas przemiły przewodnik/ instruktor Sebastian z firmy Outdoor Leadership, który rozdał wszystkim rakiety i kije. Na szczycie Krippenstein, po szybkiej instrukcji zakładania i chodzenia w rakietach – ruszyliśmy na szlak.

rakiety-1

Rewelacyjne uczucie taki marsz w butach śnieżnych! Na początku trzeba się oczywiście przyzwyczaić do dziwnego chodzenia w czymś przyczepionym pod stopą (i nie jest to narta!), a do tego jeszcze z „kolcami”. Jak dla mnie zdecydowanie łatwiejsze było wchodzenie pod górę, niż schodzenie w dół – albo co gorsza: zbieganie w dół. Celem naszej małej wyprawy było „5fingers”, czyli platforma widokowa, na którą składa się 5 pomostów tworzących coś na kształt ręki.

Widok z tego miejsca jest niesamowity: za plecami masyw Dachstein, z którego zboczy prowadzi świetna trasa do freeridu, opisana przez Sebastiana, a przed nami wspaniałe góry schodzące wprost do słynnego Hallstattersee.

widok-1

Śnieżny spacer zakończył się smakowitym lunchem w Lodge am Krippenstein, gdzie można było spróbować masę austriackich specjałów. Ja tym razem nie wytrawnie: zamówiłam jedną z ulubionych słodkości: Germknödel mit Mohn und Vanillesauce (drożdżowa pyza wypełniona śliwkowymi powidłami, podana z sosem waniliowym i posypana makiem).

lodge-1

Po odpoczynku i pysznym jedzeniu nadszedł czas na opuszczenie góry 🙁 Dwuetapową kolejką w dół dostaliśmy się do dolnej stacji Dachstein Bahn i ruszyliśmy w stronę kolejnego punktu podroży, regionu Pyhrn – Priel, a dokładniej do ośrodka Wurzeralm. W drodze z Krippenstein do Wurzeralm widoki, jakie przykuły moją uwagę (poza górami :)) to niesamowite jeziora oraz wędkarze stojący po kolana w wodzie i łowiący ryby. Widok świetny, ale żeby z końcem stycznia można było sobie na to pozwolić? Trochę to dziwne, mam nadzieję, że tymczasowe, a długie i mroźne zimy jeszcze wrócą 🙂

Wróćmy do ośrodka narciarskiego Wurzeralm, gdzie udało się trochę pośmigać na nartkach 🙂 Są tu naprawdę rewelacyjne trasy narciarskie! A jakie malownicze! Z dolnej stacji, w górę (a dokładniej na stację pośrednią) wyjeżdża się kolejką, która śmiga po torach położonych ponad powierzchnią wzdłuż stoku.

kolejka

Po dostaniu się na sam szczyt mamy do wyboru świetne, różnorodne i krajobrazowe trasy prowadzące na sam dół stacji.

Późnym popołudniem dotarliśmy do ostatniego etapu wyjazdu hotelu Wellness – Golf – Ski – Familotel Dilly **** S w Windischgarsten, gdzie po szybkim check in’e spotkaliśmy się z przedstawicielką regionu Lisą, wraz z którą zwiedziliśmy obiekt hotelowy.

****S to dla mnie nowość, jeśli chodzi o nocowanie w Austrii, dlatego chętnie sprawdziłam, co składa się na taką kategoryzację. Hotel promuje się m.in. pod kątem rodzinnym, czego nie da się ukryć widząc olbrzymi plac zabaw zbudowany w części hotelu. Poza częścią dla dzieci (i nie tylko)

fun

goście mają do dyspozycji m.in. spore SPA, basen, bar, restaurację, etc. Hotel prowadzi też sprzedaż gadżetów obrandowanych swoim logiem i nie jest to kilka podstawowych rzeczy typu smycz, czy brelok. Można powiedzieć, że dysponują mini sklepem, gdzie można nabyć rzeczy od gumowej kaczuszki do kąpieli, przez ręczniki, po plecak trekkingowy 🙂

Ostatni dzień w Górnej Austrii rozpoczął się od pysznego i obfitego śniadania. Szybkie dopakowanie i check out. Normalnie tak kończy się wyprawa na narty, ale nie tym razem. Po wymeldowaniu z hotelu, spakowaniu bagażu i zabraniu sprzętu, ruszyliśmy w stronę ostatniego ośrodka narciarskiego – Hinterstoder. Tu na spragnionych śnieżnych szaleństw czeka 40 km tras, 14 wyciągów, w tym trasa słynnego Hannesa Trinkl. Brak czasu niestety nie pozwolił poznać w pełni tras Hinterstoder, gdzie – zapomniałam dodać – miesiąc po naszej wizycie odbyły się zawody Pucharu Świata w Narciarstwie Alpejskim.

Mając do dyspozycji jedynie przedpołudnie, trzeba było to w pełni wykorzystać. Energię na to zapewniła nam Karin (z Hinterstoder – Wurzeralm Bergbahnen AG), która przywitała nas deską ze schanapsami, a dokładniej z Jägermeister’em (PYCHA!!!).

hinterstoder

Po „rozgrzewce” szybko przemieściliśmy się do gondoli i ruszyliśmy na górę, gdzie można było rozpocząć szaleństwo. Po wjeździe 6 osobową kanapą na wysokość 1858 m n.p.m. mamy do wyboru szereg zjazdów, w tym trasą nr 10 z 70% nachyleniem(!). Trasy są niesamowicie przyjemne i różnorodne. Nawet pomimo braku słonecznej pogody, wiatru i opadu śniegu – jazda był rewelacyjna 🙂

Narciarska przygoda w Górnej Austrii zakończyła się niesamowicie – wystawnym jedzeniem w restauracji na stoku. W Bärenhütte na piętrze czekał na nas wspaniale zastawiony stół, gdzie podano nam kilkudaniową ucztę.

Barenhutte

Górna Austria jest niesamowita! I miałam mieszane uczucia przed wyjazdem. Czy da się tam jeździć na nartach, gdy wszędzie brakuje śniegu? Co robić poza „sztachetowaniem”? Pytań nasuwało się wiele, ale TEN REGION z cudownymi stokami/ atrakcjami/ krajobrazem oraz kapitalni przewodnicy rozwiali wszelkie wątpliwości 🙂 Już dziś wiem, że tam wrócę 🙂 Dlaczego? Bo 3 dni to za mało, by nacieszyć się całą okolicą, solidnie pośmigać w puchu i odsapnąć!

panorama

A tu namiastka Górnej Austrii uchwycona na fotach 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.