Marzec to idealny czas na narty – koniec zimy, śniegu co niemiara i słonko gwarantowane. Przynajmniej tak powinno być ;) Ale nie narzekajmy :)
Pierwszy raz w życiu postanowiłyśmy pojechać w to samo miejsce, czyli do Karyntii, na Moelltaler Gletscher. Austria to nasz ulubiony kierunek, a ten lodowiec – to ukochana miejscówka :) Przygotowania jak zwykle trochę trwały, a dodatkowo pojawił się Sportoutlet.pl z propozycją testów sprzętu :) Więc zapowiadało się ciekawie! Aha – w tak zwanym międzyczasie udało się nam jeszcze wygrać dwa 1-dniowe skipassy w konkursie Bergbahn AG Kitzbühel i postanowiłyśmy zakończyć nasz wypad właśnie w Kitzbuehel!!!
Nasze kochane Voelkle nie były w najgorszym stanie, ale jak co roku oddałyśmy je do naszego ulubionego serwisu SURFOTEKA w Sopocie, gdzie zawsze fajnie przygotują sprzęt. Koleś nie bardzo wiedział, co ma zrobić z nartami, bo były w tak dobrym stanie :) A to dlatego, że w poprzednich latach też u nich robiłyśmy deski :) Więc przeciągnięte czymś tam diamentowym i posmarowane woskami trafiły do pokrowca, czekając na wyjazd :)
Kilka dni przed wyjazdem przyjechały też do nas z Krakowa narty i gogle od Sportoutlet.pl :) Zaczęłyśmy więc pakować się i czekałyśmy na wyjazd…
Nasza trasa biegła tym razem z Trójmiasta przez Toruń, Poznań, Berlin, Monachium, Salzburg i prosto do Karyntii :) Pogoda była doskonała i jazda zajęła nam jakieś 15 h. Na miejscu zaskoczyła nas spora grupa Polaków – w ubiegłym roku w tym rejonie było to zjawisko dość niespotykane ;) Check – in, rozpakowywanie i pyyyyszna kolacja u Christine :) „Szwedzki stół” to genialny wynalazek podczas pobytu z HB :)
Początek tygodnia był SUPER – pogoda niezła, można się było najeździć i potestować narty Atomic i Stoeckli z Krakowa, ale końcówka tygodnia była wietrzna niestety… Jeden dzień Moelltaler był zamknięty, więc próbowałyśmy swych sił na Ankogel – ale tam też nie było ciekawie… W każdym razie cieszyłyśmy się, ze mamy miejscówkę pod „Molltkiem” i nie musimy codziennie daleko dojeżdżać! Bo Ankogel jest kawał czasu od Mallnitz, gdzie też rozglądałyśmy się przed wyjazdem za noclegiem… Najważniejsze, że Innerfragant to strzał w 10-tkę :)
Ogólnie na Moelltalerze było jak zawsze EKSTRA! Przynajmniej, jak pogoda była OK ;) Trasy fajnie przygotowane, ukochana „dziewiątka” nic się nie zmieniła - tyle, że w marcu więcej tu ludzi niż w ubiegłym roku w styczniu :) No i natknęłyśmy się na polską szkółkę: BESKID TRAVEL. Dzieciaki śmigały, że hej! Fajnie to wyglądało :) Poza tym – nic się nie zmieniło: infrastruktura bez zmian, zero info o WiFi (pomimo, że jest bezpłatne!), ceny w restauracjach przy stoku na tym samym poziomie. Ogólne wrażenia – jak zawsze pozytywne – miejsce super, tubylcy przyjaźni i zawsze pomocni, a podczas zerowej widoczności sprawdziły się testowane gogle marki DRAGON :) ŻYĆ – NIE UMIERAĆ!
Jochberg :) Fantastyczna miejscówka! Bezpłatny parking pod stokiem, WiFi free przy każdej stacji przesiadkowej, niezła infrastruktura i niewiarygodne wrażenia z jazdy kolejką 3S między szczytami, która nie ma żadnych podpór po drodze!!! Abstrakcyjne wrażenie!!! Polecamy!!!! Jednak marcowe słońce jest zbyt ciepłe dla gór na tej wysokości i od południa robi się już breja na stoku… Kolejnym razem wybierzemy się tu chyba w środku zimy :) Bo stoki są naprawdę fajne, a widoki cudowne!
I tak skończyła się nasza przygoda z nartami podczas tego wypadu… No nic – może uda się jeszcze coś zorganizować na majówkę, a jeśli nie – trzeba będzie pomyśleć już po pierwszym śniegu w przyszłym sezonie :)