Światełka, pięknie ubrane choinki, ozdoby, zapach grzanego wina i pieczonych kasztanów. Skrzypiący śnieg pod nogami, Kaiserschmarrn na wyciągnięcie ręki, czyli niesamowita magia świąt w Austrii. Nie można oczywiście zapomnieć, a raczej nie da się — o Krampusie! Złym kumplu Mikołaja, który jest nieodzowną częścią austriackich świąt. To wszystko do tej pory było dla nas tylko w strefie marzeń. Mogłyśmy popatrzeć jedynie na to przez szybkę telefonu, kompa, poczytać o tym etc. W grudniu 2017 roku udało się w końcu zrealizować to marzenie — poczuć atmosferę świąt w Austrii na świątecznych jarmarkach.
Na grudniowe narty wybrałyśmy Kaunertal, czyli jeszcze nieodwiedzony przez nas lodowiec i to właśnie na trasie do niego wybrałyśmy jarmarki. No może tak prawie na trasie. Padło na Salzburg i Innsbruck, czyli austriackie klasyki jarmarkowe.
Oczywiście Kaiserschmarrn został zaliczony.
Plan miałyśmy jak zawsze ciekawy. Wyjechałyśmy z Salzburga w stronę Innsbrucka, czyli naszego kolejnego celu. Przed Innsbruckiem byłyśmy, gdy noc była w pełni, dlatego nie pozostało nic innego, jak sen.
Stałyśmy tak sobie, sącząc gorący czerwony "soczek" i nagle słyszymy dzwonki. Asia stwierdziła, że to pewnie krówki gdzieś idą :) Taaa... Nie trzymając już Was w niepewności, to nie były krówki. To były przerażające, głośne, dzwoniące i bijące wszystkich — Krampusy. Spotkanie z nimi jest naprawdę niezapomniane. Ja byłam przerażona i chowałam się gdzie tylko mogłam. W przeciwieństwie do Asi, która dzielnie stała i cykała im foty :) Dzięki temu mamy łobuzy na "kliszach".