Spadło kilka centymetrów śniegu i ciągnie człowieka na narty! Sęk w tym, że w góry daleko, a wolnego zbyt mało, żeby wybrać się gdzieś dalej…
Zdesperowana chciałam wyciągnąć Kasię do Wieżycy (na Kaszubach), ale tam tłumy jak okiem sięgnąć, więc byłoby zero przyjemności z jazdy. No to udało mi się chociaż Kasię na Łysą Górę w Sopocie namówić. Nie, żeby chciała tam zjeżdżać (bo szkoda ślizgów!), ale chociaż na kilka fotek dała się namówić 🙂
No to się odziałam w narciarskie ciuszki, sprzęty na ramię i poleciałyśmy na Łysą 🙂 Kasia zaopatrzona w fotoaparatkę cykała mi pierwsze tej zimy foty z nartami 🙂 Sama górka maluteńka, ale gdyby zima była ostra i śnieżna, to nawet nadaje się do zjazdów 🙂 Problem w tym, że jesienią całe zbocze zostało przeorane przez dziki i teraz można by tam rozgrywać zawody w narciarstwie dowolnym bez specjalnego przygotowywania trasy 😉 Same górki i muldy…. Do tego pełno puszek i butelek po piwie + wystające kępy trawy.. No nic – na zjazdy trzeba będzie jeszcze poczekać do konkretnej zimy 🙂 Ale poświęciłam się dla sztuki i raz zjechałam, po drodze zaliczając pierwszą tej zimy glebę 🙂 Zresztą – sami zobaczcie fotki 🙂