Mamy 2 koty, rodzeństwo: Lolę i Portera. Lola ma kompletnie w dupie co robimy i co oglądamy. Nic jej nie rusza, a już na bank ma w nosie sport. Natomiast Porter lubi sobie poleżeć w dużym pokoju, najchętniej przy kaloryferze co by mu było cieplutko w to jego włochate ciałko ;) Nadciąga weekend, zawody – powiedzmy - w Slalomie Panów i… zaczyna się zabawa ;) Mamy swoich faworytów wśród zawodników i 3-mamy za nich kciuki. Ale jak tylko zaczynamy syczeć, świstać i kurwować, Porter wydaje z siebie jakieś magiczne dźwięki: coś między miauczeniem, a piskiem. Żeby nie było: nie podnosi wtedy nawet głowy z legowiska! Nic! Tylko popiskuje, bo czuje emocje wiszące w powietrzu i nadciągający wybuch epitetów! I tak kilka serii kocich dźwięków, kilku zawodników, którym nie poszło i następuje szczyt możliwości psychicznych opanowania Portera ;) Wydaje z siebie serię miałczących wysokich tonów, wyskakuje z legowiska i leci do innego pokoju, gdzie za ścianą, nie nękany żadnymi emocjami, będzie mógł spokojnie oddać się w objęcia Morfeusza….
I tak to właśnie jest z tymi kotami… Zero pożytku, zero wspólnych emocji narciarskich ;)
1 Comment
Uroczy. https://kra-kra.pl/