Ponieważ zima nie trwa wiecznie i pomiędzy marcem, a listopadem też warto powakacjować – my wybieramy zazwyczaj proste rozwiązania: namiot, rower, deska. Te trzy elementy to niemal nieodłączne trio, które towarzyszy nam od lat w wiosenno - letnio - jesiennych wyjazdach.

Po pierwsze namiot.
Obie od dawien dawna spędzałyśmy wakacje pod namiotem, jeszcze zanim nasze ścieżki się połączyły. Potem temat odrodził się niemal naturalnie w pandemii, kiedy hotele były zamknięte, a człowieka nosiło gdzieś poza miasto. Kupiłyśmy w Decathlonie mały namiot i pojechałyśmy nad jezioro kaszubskie, gdzie na łące u znajomych, nad samą wodą mogłyśmy bezpiecznie rozbić namiot na wakacje. To były chyba najtańsze nasze wakacje w życiu :) Trzeba było tylko kupić namiot. No i SUPy, ale nawet przy łącznym koszcie całego sprzętu – za sam pobyt zapłaciłyśmy zero złotych monet, więc całość zwróciła się nam już tego samego lata ;)
A sprzęty zostały na lata kolejne… Namiot zmieniłyśmy dopiero w tym roku na większy, z przedsionkiem, ale to już taka nasza fanaberia ;) Namioting jest SUPER! Takie lokum jak namiot to bliskość natury, możliwość oderwania się od codziennych wygód i przypomnienia sobie, że takie proste życie, bez bieżącej wody, czy prądu też istnieje i da się tak żyć na wakacjach ;) Nawet, jeśli na co dzień nosisz gajerek i buty na wysokim obcasie – czasem warto oderwać się od miejskiego zgiełku i wypaść w dzicz, żeby poczuć prawdziwe życie :) To rewelacyjne rozwiązanie nie tylko dla dorosłych, ale mega fajne dla dzieciaków – które zazwyczaj właśnie na wakacjach pod chmurką – po raz pierwszy muszą wysilić się, iść po wodę, umyć ręcznie naczynia, czy stać w kolejce do prysznica na campingu :) I patrząc na miny dzieciaków – chyba im się to podoba: to właśnie takie doświadczenia i przeżycia kształtują potem ich całe życie :) I na serio świat istnieje poza smartfonem ;)
Po drugie SUP.
Stare narciarskie przysłowie mówi, że jak ktoś jeździ zimą na dwóch deskach, to latem śmiga na jednej ;) No dobra, sama to wymyśliłam :) Ale w sumie tak jest, co nie?
Obie na początku zaczęłyśmy naszą przygodę z deskami typu stand up paddle w formie dwukomorowej. Oznacza to ni mniej ni więcej jak to, że deska ma dwie komory i każda pompowana jest osobno. Fajne rozwiązanie – bo nawet jeśli jedna z komór rozszczelni się na środku jeziora, czy zatoki – to druga cały czas trzyma powietrze i można na niej jakoś dopłynąć do brzegu.
Ale czas mija i Kasia następną kupiła już jednokomorową, a ja takową nabędę zapewne na wiosnę 2026.
Deska SUP to był nasz strzał w 10! Wyzwala w człowieku konieczność pracy wielu partii mięśniowych, o których istnieniu nawet nie człowiek nie wie… I dzięki temu wakajki człowiek spędza nie tylko na plażingu i smażingu – ale na aktywności fizycznej. Dzięki temu uwalniamy nowe pokłady endorfin i w witamina D sana się tworzy :)
Nie trzeba od razu wybierać jakiejś touringowej deski, czy sportowej wersji: jeśli chce się tylko powoli pływać po wodzie, odpoczywając co jakiś czas i leżąc w słoneczku – to każda się nada :) Ważne, żeby się podobała, była dobrana do wagi i wzrostu użytkownika. I tyle. Dla mnie ważne, żeby deska miała „bagażnik”, czyli takie gumki z przodu do przytrzymania torby nieprzemakalnej, czy klapek. Bez tego deska nie ma sensu, ponieważ zazwyczaj schodzimy na wodę na kilka godzin, zabierając ze sobą cos do picia i jedzenia, telefon, itp. Gdzieś całe to ustrojstwo trzeba trzymać :)


Po trzecie rower.
Od jakichś 20 lat mamy te same rowery i pewnie trzeba by je zmienić – ale jeszcze jeżdżą i są tak stare, że raczej nikt nie pokusi się o ich kradzież ;) Rowery na wakacjach przydają się MEGA!!! Swego czasu namiotując – nie brałyśmy ze sobą jednośladów (nie miałyśmy bagażnika rowerowego, ani haka z tyłu auta), ale po zmianie wehikułu – wszędzie gdzie się da bierzemy rowery z tyłu na hak i nie wyobrażamy sobie innej opcji. Nawet mając przed sobą niemal 2000 km jazdy autem, rowery z tyłu samochodu były i nie miały większego wpływu na czas jazdy, czy spalanie paliwa.
Jak nie tachałyśmy rowerów na wakacje – musiałyśmy chodzić pieszo, często wiele kilometrów i było to męczące, zwłaszcza przy wysokich temperaturach. Rower to wolność! Wsiadasz i kilka minut potem jesteś w sklepie kilka kilometrów dalej, niemal bez wysiłku :) No i można dzięki temu odbywać długie wycieczki rowerowe po okolicach, w których jesteśmy - a to już turbo fajne. Bardzo fajnie rower sprawdza się do zwiedzania miast – jesteśmy w stanie przemierzyć spore ilości drogi niemal bezwysiłkowo - zobaczyć i zobaczyć wiele miejsc, które pieszo zajęłyby nam kilka dni pobytu. Polecamy tez rodzaj zwiedzania, bo to i wydajne i spala kalorie ;)